Zmarł Roger PIASKOWSKI (1956 – 2025)
Któregoś lutowego dnia lub nocy, cicho, w samotności odszedł od nas człowiek, który może dla nas współczesnych być symbolem tworzącego człowieka naszych czasów. Czynny współpracownik Stowarzyszenia „Pamięć i Dialog”, Legnickiej Bibliotek Publicznej im. T. Gumińskiego, legnickich Uniwersytetów Trzeciego Wieku i bardzo wielu innych instytucji życia kulturalnego i publicznego.
Urodzony w Jeleniej Górze, zatopiony duchowo w Wilnie i Lwowie. Absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego. Wędrowiec po tej naszej Ziemi. Odkrywca piękna i jego piewca.
Znany był nam jako ten który potrafił nazywać rzeczy piękne, opowiadać o nich, pisać, przenosić je na płótno.
Potrafił czarować słuchaczy swoim pięknym, niskim głosem, ze swadą opisując otaczający nas świat.
Pozostawił po sobie obrazy, artykuły, książki i swój obraz wędrującego niespiesznie po Legnicy obserwatora, dostrzegającego i zapamiętującego każdy okruch piękna, którymi może obdarzać nas nasze Miasto.
Gotów był dzielić się na każde wezwanie swoją wiedzą, przemyśleniami, a i odczuciami.
Odszedł człowiek samotny, wyobcowany, niedostępny, do końca nierozumiany. Jak był cennym dla Legnicy przekonamy się dopiero teraz – gdy odszedł na zawsze…
Zarząd stowarzyszenia „Pamięć i Dialog”
ROGEROWI…moje wspomnienia
Każdy jest wyczulony na otaczający nas bezmiar piękna. Zachwycają nas kolorowe, kwietne łąki, surowe, ośnieżone góry, wschody i zachody słońca, czy nawet kolorowe, ruchliwe plamki wnętrza akwariów. O tych naszych chwilowych stanach zachwycenia świadczą dyskretne westchnienia czy rozmarzony wzrok. Każdy z nas ma pewną dawkę umiejętności rozpoznawania piękna, jednak bogowie wybrali spośród nas grupę, którą obdarzyli darem stałego rozpoznawania piękna i obcowania z nim. Obdarzyli ich darem nie tylko rozpoznawania go, ale i darem przetwarzania i obdarowywania nim innych. Takim wybrańcem bogów był Roger Piaskowski.
Na początku lat dwutysięcznych wymyśliłem i podjąłem się zadania opowiedzenia Legniczanom o pięknie naszego miasta na podstawie tysięcy własnych zdjęć, przez lata robionych przeze mnie. Zachwycało mnie ono i utrwalałem je na obrazach fotograficznych. Jestem inżynierem, a w wieloletniej służbie wojskowej uczono mnie zwięzłego posługiwania się słowem. Nie miałem umiejętności analizy obrazu i opowiadania o nim. W Stowarzyszeniu „Pamięć i Dialog” podjęliśmy decyzję, ażeby zwrócić się do Rogera o pomoc. Od pierwszej chwili okazało się, że decyzja była słuszna. Obaj czuliśmy tak samo, ja podsuwałem motywy i tropy – on ubierał to w sposób mistrzowski w język sztuki i piękne, polskie słowa. Pracowałem wtedy na terenie całego Dolnego Śląska. Na te wyjazdy zapraszałem Rogera. Dobierałem trasy tak, ażeby poznać jak najwięcej urokliwych, pięknych miejsc. Uczyłem się od niego słów, składni, doboru pojęć, języka sztuki, analizy. Te wysiłki opłaciły się w naszych spotkaniach z Legniczanami w ramach przedstawianych przez pięć lat w Legnickiej Bibliotece Publicznej „na Piastowskiej” , „Gawędach o Legnicy malowanych światłem…” i w dwóch naszych książkach o wspólnym tytule: „Druga twarz Liegnitz”.
Razem dobieraliśmy tematy, zdjęcia, ustalaliśmy treści. Ja opracowywałem komputerowo obrazy fotograficzne – Roger dobierał formy słowne, tworząc eseje. Trudny to był dla mnie proces twórczy. Roger potrafił bronić swego zdania i … najczęściej miał rację, ja starałem się jednak, by jego język był zrozumiały nawet dla profana. Pracowaliśmy w Legnickiej Bibliotece Publicznej, w mrocznych kątach legnickich kawiarń, w urokliwych zakątkach w czasie postojów w naszych podróżach.
Napisałem, że Rogera bogowie obdarzyli darami – spróbuję je teraz nazwać…
Był mistrzem mówionego słowa. Obdarzony niskim głosem, potrafił nim, niemal muzycznie, grać i wyrażać swoje myśli i uczucia. Czarował otoczenie i słuchaczy, porywał ich w przestrzenie wyobraźni.
Był malarzem. Wielu z Legniczan ma na ścianach jego obrazy z wizerunkami Legnicy. Obrazy te, mimo iż przedstawiają statyczne budowle – są bardzo, z pomocą technik malowania, rozedrgane, dramatyczne. Malowane przez niego portrety emanują ekspresją opowiadając nie tylko o modelach, ale i opisują uczucia, i odczucia malarza.
Widziałem zdjęcia jego obrazów, na których dało się wyczytać jak dramatyczne uczucia targają Rogerem i tylko w ten sposób oddawał innym opisy demonów, jakie w jego wnętrzu walczą.
Potrafił rzeźbić. Gdy swego czasu siedzieliśmy nad brzegiem jakiegoś potoku w Górach Kaczawskich, z grudy gliny jego palce stworzyły głowę…. to też był dramatyczny twór – wrzucił go potem w nurt.
A propos jego palców… dali mu bogowie dłonie i palce mistrza fortepianu, a może skrzypiec – nie dali mu talentu muzycznego, ale widziałem, jak tymi dłońmi dotykał rzeczy pięknych…. to było warte zapamiętania. Gdy z pomocą hydraulicznego podnośnika, na ulicy Działkowej, wjechaliśmy wysoko, by sprawdzić stan rzeźb i je oczyścić, Roger najpierw delikatnie badał każdy cal ich powierzchni, potem delikatnie je oczyszczał – robił to osobiście i nikomu nie pozwolił na te czynności.
Miał Roger lęk przestrzeni. Jednak cierpiąc wspiął się na wieżę legnickiej Katedry, by przyklejony do ściany wieży wysoko na galerii na głos podziwiać piękno naszego miasta. Za pomocą podnośnika podjechaliśmy wysoko, do fresków na ścianie biblioteki „na Piastowskiej”. Roger jedną zsiniałą od wysiłku ręką chorobliwie trzymał się barierki, podczas gdy druga delikatnie pędzlem oczyszczała wizerunki.
Był Roger mistrzem słowa zwięzłego – poezji. Pisał wiersze i potrafił je deklamować. Bardzo silne wrażenie robiła jego deklamacja własnej poezji w ramach „Huraganu poezji” w legnickim Parku.
Miałem zaszczyt być poproszonym przez Rogera na czytaną próbę jego utworu – poematu na temat jego miasta urodzenia – Jeleniej Góry. Wygrał nim konkurs na utwór poetycki ogłoszony przez jeleniogórski Teatr im. Baduszkowej.
Utwór czytany był przez aktorów w mroku teatralnego foye, gdzie operowały tylko plamy światła przepuszczanego przez otwory w zasłoniętych kotarach i niespiesznie ruchliwe płomienie dużych świec i zniczy. Słowa mówione były dramatyczne, często tragiczne. Liczne, nagle powstające strefy ciszy, pokazywały wewnętrzną walkę piszącego. Po tym doświadczeniu zacząłem bardziej rozumieć Rogera.
Miał Roger talent dydaktyczny. Potrafił opisywać w sposób przystępny skomplikowane stany emocjonalne i zjawiska. Potrafił ubrać słowami swoje analizy dzieł sztuki i miał wielu zagorzałych słuchaczy.
Był też mistrzem analizy obrazu i stanu emocjonalnego. Starałem się nie uronić ani słowa z tego co mówił – szkoda, że nie zostało to utrwalone.
Dużo myślałem na temat tych darów danych nielicznym wybranym, przez bogów. Nauka nam mówi, że wszystko, co nas otacza, dąży do stabilnej równowagi. Skoro wybrańcom bogowie dali tak dużo darów, to jak wygląda druga szala tej „wielkiej wagi”. Nawet patrząc na Rogera widać było, że mimo, iż otaczają Go słuchający ludzie, to jest człowiekiem tragicznie samotnym. Znajdował tylko doraźnych widzów i słuchaczy, a potem…. zaszywał się w głąb własnej samotności, jak w żółwią skorupę – nie odbierał mejli, nie odbierał telefonów, nie przychodził na spotkania. Żył sam ze sobą walcząc z własną egzystencją, atakującymi Go bodźcami.
Miał niedostępną, swoją własną „samotnię na Wielkiej Niedźwiedzicy”. Nikt tam nie bywał, to tam tworzył, pisał i pewnie cierpiał. Bo umiał się dzielić pięknem, ale nie potrafił z innymi podzielić się własnymi problemami, własnymi upiorami, własnym cierpieniem…. To jest pewnie cena wyznaczona przez bogów za ich wielkie dary. Myślę, że gdyby wybrańcy mogli się podzielić z maluczkimi swym cierpieniem i obsesjami, to my z naszą wrażliwością nie bylibyśmy w stanie zrozumieć tych wyższych stanów, chyba że … sami jesteśmy wybrańcami.
Dla mnie wraz z Rogerem odszedł ogromny obszar rzeczywistości i tej realnej, opisanej przez obrazy, budowle, widoki, ale i tej eterycznej, niedotykalnej. W otaczającym eterze pozostanie pustka z ostrym, czarnym słowem ROGER, której nic nie będzie w stanie wypełnić.
W pamięci Legniczan pozostanie obraz wysokiego, przystojnego, ciemno ubranego mężczyzny w kapeluszu, otoczonego swoistą aurą, mówiącego starannie pięknym głosem. Mężczyzny, którego wizerunek powinien w Legnicy być trwale zachowany….
Ciekaw jestem, czy Legnicę stać będzie na to, by choć w części odwdzięczyć się Rogerowi za ogromną miłość, jaką obdarzył nasze Miasto?
Wojciech Morawiec