Prof. dr hab. Wiesław Bednarek
Patron artystyczny festiwalu
„Pieśń ujdzie cało…”
Latem 2012 roku zostałem poproszony przez znanego polityka, dziennikarza, posła dwóch kadencji, a przede wszystkim niestrudzonego animatora kultury – dra Tadeusza Samborskiego, o objęcie patronatu artystycznego nad nową inicjatywą kulturalną – Legnickim Tygodniem Romansu Polsko-Rosyjskiego im. Lidii Nowikowej w Legnicy. Z radością zgodziłem się na udział w przedsięwzięciu, które wkrótce przemieniło się w Legnickie Dni Romansu Polsko-Rosyjskiego, by do obecnej, jubileuszowej edycji dojść jako X Legnicki Festiwal Romansu Polsko-Rosyjskiego im. Lidii Nowikowej. O patronce festiwalu nie będę pisał, gdyż jej rzeczywiste losy i historię tragicznego romansu z polskim oficerem znakomicie przedstawił Wojciech Kondusza w książce Mała Moskwa i wyczerpująco opisał również w niniejszej publikacji, a legendę „największej miłości powojennej Legnicy” utrwalił Waldemar Krzystek w świetnie przyjętym filmie pod tym samym tytułem.
Z perspektywy minionej dekady podzielę się z Państwem osobistą refleksją. Pomysł dra. Tadeusza Samborskiego realizowany pod egidą legnickiego Stowarzyszenia Kulturalnego Krajobrazy uważam nie tylko za znakomity, ale i niezwykle odważny. Z ubolewaniem, ale niestety i z pewnym zażenowaniem muszę stwierdzić, że w naszej ojczyźnie ciągle się odzywają głosy niechęci do wszystkiego, co rosyjskie. Moim zdaniem nie są to na szczęście głosy i opinie dominujące, o czym przekonałem się śpiewając kilkadziesiąt razy słynny romans rosyjski Gori, gori moja zwiezda w I Programie Polskiego Radia ze znakomitym odbiorem wyrażanym w setkach listów radiosłuchaczy. Jeszcze bardziej zadziwiającym może wydać się fakt, że ze wspomnianym utworem wystąpiłem dwukrotnie w programie telewizji uznawanej ogólnie za ultraprawicową, niezależnie od tego, co by to słowo miało znaczyć. Podczas wielu moich recitali romansu rosyjskiego i uwielbianych przeze mnie rosyjskich pieśni wojennych i ludowych nigdy nie doświadczyłem najmniejszych objawów dezaprobaty, czy niechęci, ale za to słyszałem wiele chlipania i widziałem łzy płynące po policzkach słuchaczy. Kiedy kolejny raz oglądam koncert sprzed dwudziestu lat, w którym publiczność największej sali koncertowej Rosji płacze przy dźwiękach pieśni wojennych śpiewanych przez arcymistrza, władcę ludzkich serc – Dmitrija Hvorostowskiego – ja sam płaczę. Inicjatorzy szaleńczych wojen rzadko w nich ginęli, paląc cygara i popijając koniak w zacisznych gabinetach. Tam życie oddawali młodzi ludzie, którzy leżąc w zimnych okopach myśleli o rodzinnej wiosce, brzozie rosnącej za domem i swojej dziewczynie, bądź żonie pozostawionej z maleńkim dzieckiem. Kiedy umierali, rozrywani pociskiem lub granatem, czasem zdołali wypowiedzieć ostatnie słowo, które po polsku i rosyjsku brzmi tak samo – mama.
W powyższym kontekście Legnicki Festiwal Romansu Polsko-Rosyjskiego im. Lidii Nowikowej jest przedsięwzięciem niezwykłym, o głębokich walorach, uzdrawiających międzyludzkie relacje między narodami, które historia stawiała wielekroć naprzeciwko siebie. Jest to nie tylko święto społeczności Legnicy i okolic, ale także wielu wspaniałych wykonawców z Rosji, Białorusi, Ukrainy, innych krajów dawnego Związku Radzieckiego oraz oczywiście z Polski.
…Jeśli, choć zabrzmi to banalnie, kultura i sztuka zbliża ludzi, muzyka łagodzi obyczaje, to pieśń o miłości, tęsknocie, rozstaniach, rozterkach duszy – w szczególności. Wszędzie bowiem, pod każdą szerokością geograficzną, ludzie czują tak samo, kochają i cierpią tak samo, przeżywają w codziennym żmudnym bytowaniu te same lęki, dramaty i radości bez względu na zmienne mody, przygniatające ich systemy polityczne i ideologie. Dlatego też wszędzie stara pieśń rosyjska – „muzyka duszy”, wyciska łzy, wzrusza, zbliża, bez względu na czas i okoliczności. Mam nadzieję, że po książkę Wojciecha Konduszy, rzecz świetną czytelniczo, popularyzującą fascynujący, piękny świat starego romansu rosyjskiego (także polskiego), goszczący z powodzeniem od 10 lat na scenach Legnicy oraz wielu miast i miasteczek Dolnego Śląska, zawierający informacje, ciekawostki i legendy z nim związane, sięgną Czytelnicy o różnych przekonaniach i odnajdą w niej ciepły i bliski im obraz „melodii duszy”.
Niechaj słowa największego polskiego wieszcza – Adama Mickiewicza, będą determinantą dalszych losów tego wspaniałego festiwalu.
„Płomień rozgryzie malowane dzieje,
Skarby mieczowi spustoszą złodzieje,
Pieśń ujdzie cało…”.
Tadeusz Samborski
Dekada romansu w Legnicy – dolnośląskiej Weronie
Na tle wielu ciekawych i wspaniałych inicjatyw z jakimi wychodzą do przestrzeni publicznej naszego miasta, a często i całej Ziemi Legnickiej organizacje społeczne i stowarzyszenia – jedna budzi niezwykłe zainteresowanie oraz specyficzny dreszczyk emocji i tęsknoty za czymś pięknym, niepowtarzalnym, wymarzonym, chociaż może nieosiągalnym lub już utraconym.
Mam na uwadze przedsięwzięcie pt.: „Legnicki Festiwal Romansu Polsko-Rosyjskiego im. Lidii Nowikowej”, nazywany zamiennie „Festiwalem Słowiańskich Barw Miłości”. Jest związany z imieniem współczesnej Julii, za jaką uważa się w wielu środowiskach Lidię Nowikową, która życiem zapłaciła za prawdziwą miłość, o jakiej marzą nie tylko idealiści.
Nie ukrywam, że idea tego oryginalnego wydarzenia artystycznego narodziła się w moim umyśle, ale też, co mocno podkreślam – w moim sercu, pod wpływem silnego impulsu jakim był film „Mała Moska” Waldemara Krzystka oraz świadomość autentycznej sympatii ze strony Legniczan do postaci Lidii Nowikowej. Świadczą o tym zawsze obecne na jej grobie kwiaty oraz zapalone świeczki i znicze.
Bardzo poruszyło moją wyobraźnię to, że historia miłości Lidii Nowikowej do legnickiego Polaka, mająca mocne, uniwersalne, głęboko humanistyczne przesłanie, osadzona jest w realiach naszego miasta i regionu. Przecież w zasięgu wzroku i na wyciągnięcie ręki mamy materialne pamiątki i całą konkretną atrybutykę romansu, który połączył dwoje ludzi w Legnicy, ale z równym powodzeniem mógł się narodzić w wielu innych miastach czy krajach.
Uczestnicząc w różnych koncertach, spotkaniach, otwarciach wystaw organizowanych przez legnickie instytucje kultury, z pewnością bywamy we wnętrzach, pod których zabytkowymi sklepieniami błąkają się dźwięki śpiewanego po polsku i po rosyjsku przez Swietłanę Chodczenkową, filmową piękną Wierę Swietłową– „Grande valse brillante” z repertuaru Ewy Demarczyk. To niemal na co dzień przechodzimy obok starego legnickiego ratusza z jego reprezentacyjnymi schodami, po których na próby zespołu wokalno-muzycznego stąpała Wiera. Mijamy obiekt, w którym odbywał się konkurs piosenki, na którym poznali się bohaterowie filmowego romansu. Ale być może spacerując po miejskich zaułkach, parku, uliczkach osiedla Neuland, rejonu ul. Bielańskiej, Staszica, Kwiatkowskiego, podążamy także tymi samymi ścieżkami, co przed laty chadzali rzeczywiści bohaterowie nieszczęsnej miłości, Lidia i jej legnicki Romeo.
Bo w omawianym tu romansie z życia legnickiego wziętym, sprawdziły się – niestety- słowa słyszanej niedawno w radio piosenki: „bo wielka miłość to śmierć”. Na szczęście nie zawsze, nawet nie często, ale jednak pojedyncze przykłady miłosnych tragedii można znaleźć w życiu różnych społeczności i środowisk. Stają się one wtedy motywem poetycko-literackim, malarskim lub muzyczno – wokalnym, jak się to stało w kontekście legnickiego Festiwalu Romansu Polsko – Rosyjskiego im. Lidii Nowikowej, którego organizatorem jest skromne, ale stabilne i konsekwentne w swoich aspiracjach programowych Stowarzyszenie Kulturalne „Krajobrazy”.
Niech mi nie będzie poczytane za przejaw nieskromności stwierdzenie, iż wspomniany Festiwal – a jego X edycja zostanie już wkrótce zaprezentowana – skutecznie promuje uniwersalne postawy i wartości z wielką i prawdziwą miłością na czele w ich hierarchii. Nie można nie zauważyć, że to wyjątkowe wydarzenie artystyczne promuje także nasz ukochany, historyczny gród nad Kaczawą, dając Legnicy szansę na znalezienie sytuacyjnych podobieństw z włoską Weroną.
Ale nawet bez historycznych i metaforycznych poetyckich odniesień, a bazując na realiach Legnicy lat 60. można bez przesady powiedzieć, że nasze miasto, wieloetniczne, wielokulturowe i wielowyznaniowe (wtedy jeszcze bardziej niż dziś ), w którym zrodziła się autentyczna, drogo okupiona miłość, jest najlepszym miejscem i środowiskiem, w którym taki Festiwal nie „może” ale „powinien” się odbywać.
Na jeszcze jeden, moim zdaniem, ważny aspekt pragnę zwrócić uwagę czytelników książki – albumu autorstwa wybitnych znawców zagadnienia: dra Wojciecha Konduszy i artysty – fotografika Franciszka Grzywacza. Otóż przez kilkadziesiąt lat (nie oceniam politycznych przesłanek tego stanu rzeczy) Rosjanie i przedstawiciele innych narodowości b. ZSRR stanowili specyficzny, bo wojskowy, ale znaczący liczebnie i kulturowo segment społeczności naszego miasta.
Powszechnie wiadomo, że kultura łączy i zbliża narody. Wszystkie narody! Nie ma wątpliwości, że rosyjska kultura jest wizytówką wielkiego rosyjskiego narodu, z którym wbrew narzucanym naszemu społeczeństwu rusofobicznym poglądom, wiele nas łączy. Zbliżanie się, a często wręcz przenikanie się kultur polskiej i rosyjskiej odbywało się dwukierunkowo: nasza kultura trafiała do serc i dusz Rosjan i odwrotnie – my przejmowaliśmy twórcze impulsy od Rosjan. Ciekawostkowo przypomnę, iż pierwszy w historii pomnik Fryderyka Chopina powstał z inicjatywy rosyjskiego kompozytora i pianisty Milija Aleksiejewicza Bałakiriewa, który był gościem honorowym uroczystości jego odsłonięcia w Żelazowej Woli w październiku 1894 r.
Polska kultura i sztuka oraz polscy twórcy i artyści jeszcze do niedawna cieszyli się wśród Rosjan autentyczną sympatią, szacunkiem i podziwem. Dziś niestety możemy tylko skonstatować, że polityka niemal całkowicie zdewastowała te ciepłe i serdeczne relacje. Przed kilkunastu laty Wiktor Jerofiejew napisał w „Moskowskich Nowostiach”: „W Rosji od czasów Chruszczowowskiej odwilży do zwycięstwa Solidarności obraz Polaka był szczególnie pociągający. Całe pokolenie chowało się na miłości do Polski (…). Rosjanie szukali w Polsce Zachodu, znaleźli sympatyczny kraj z poczuciem humoru i ironii (…). Niestety wszystko to powoli odchodzi w przeszłość. Teraz po raz pierwszy od XIX w. widać w Rosji spadek zainteresowania Polską”.
Z licznych rozmów z Rosjanami wiem, że mają oni poczucie nieodwzajemnionej miłości. Osobiście tego żałuję, zwłaszcza w dziedzinie kultury i stosunków międzyludzkich. Sądzę, że większość Polaków wolałaby, żeby Rosjanie co najmniej nas lubili. Na rzecz takiego stanu relacji między Polakami i Rosjanami skutecznie i ofiarnie działa jeden z najwierniejszych naszemu Festiwalowi artystów – Rosjanin Iwan Iliczew-Wołkanowski z Moskwy, autor kilku książek o Annie German, ale także piosenki „Jabłko na pół”, bo tak wyobraża sobie podobieństwo dwóch naszych słowiańskich narodów.
Jeżeli chcemy być lubiani, to sami też powinniśmy polubić, w tym przypadku – właśnie Rosjan, bo wielkość i dramat tego narodu poprzez literaturę, sztukę i muzykę zapisał się na trwałe w dorobku cywilizacyjnym świata. To właśnie w tym cywilizowanym świecie obowiązuje zasada wzajemności, nie tylko w sferze stosunków dyplomatycznych (retorsje personalne!), ale także w obszarze relacji towarzyskich.
Bo to, że wielu zwykłych obywateli naszego kraju lubi Rosjan i ich kulturę jest oczywiste, chociaż jak niegdyś pisał wybitny publicysta Jerzy Domański: „nie ma u nas mody na przyznawanie się do tego”. Nasz legnicki Festiwal Romansu Polsko-Rosyjskiego im. Lidii Nowikowej może być maleńkim, ale jednak konkretnym wkładem w proces wzbudzania w naszej lokalnej społeczności odwagi i „mody” na przyznawanie się do tego, że kultura, język i „dusza rosyjska” budzą naszą sympatię i zainteresowanie, jako efekt impulsów płynących z głębi słowiańskiego serca.
Wszystkim uczestnikom koncertów, widzom wersji on-line oraz szczęśliwym posiadaczom książki – albumu poświęconej historii Festiwalu, życzę wielu wzruszeń estetycznych, wszak wykonywane w jego ramach romanse wzbudzają szeroki wachlarz emocji, poruszając czułe struny człowieczej duszy. To właśnie zanurzając się w nastrój romansu wchodzimy w świat lepszy od rzeczywistego, świat myśli, marzeń i tęsknoty.
Co znaczy siła zauroczenia, pokazuje spontaniczny i starannie skrywany romans Lidii Nowikowej i polskiego oficera z legnickiego garnizonu. Ale siła zauroczenia romansem rosyjskim i polskim tangiem lub przedwojennymi piosenkami o miłości, przejawia się także w konsekwentnym wspieraniu i życzliwości okazywanej naszemu Festiwalowi przez niektóre samorządy regionu. Najwierniejszy „czworokąt” tworzy miasto Legnica z Prezydentem Tadeuszem Krzakowskim i Starostami Powiatu legnickiego Adamem Babuśką i Janiną Mazur, miasto Chojnów z Burmistrzem Janem Serkiesem, miasto Prochowice z Burmistrz Alicją Sielicką i gmina Wądroże Wielkie z jej Wójtem Elżbietą Jedlecką. Na czele grona osób, które bakcyl romansu związał z Festiwalem i dał upust osobistej hojności, należą niewątpliwie: Jarosław Kalinowski Poseł do Parlamentu Europejskiego, wybitny polityk o wrażliwej artystycznie duszy, która w latach studiów w warszawskiej SGGW zaprowadziła go do uczelnianego Zespołu Pieśni i Tańca, Grzegorz Chajec – właściciel Hotelu „Milenium”, który stał się swoistym centrum festiwalowym i „przytuliskiem” artystów przyjeżdżających do Legnicy nie tylko z okazji Festiwalu oraz Marek Szczerbiak – Prezes Zarządu Hutniczego Przedsiębiorstwa Remontowego Sp. z o. o. To właśnie M. Szczerbiak swoim wieloletnim zaangażowaniem w sprawy legnickiej kultury udowodnił, że w delikatnej materii jaką jest sztuka i artyści, liczy się nie branża (hutnictwo!) lecz serce.
Z „sercowych” pobudek wspiera nas także zasłużone w dziele rozwoju kulturalnych stosunków naszego kraju z sąsiadami – Stowarzyszenie Współpracy Polska-Wschód, któremu na szczeblu centralnym przewodniczy Józef Bryll, a w naszym regionie liderem tej organizacji jest dr Ryszard Pękała – Rektor Wyższej Szkoły Medycznej w Legnicy. Od IX edycji Festiwalu do grona jego współorganizatorów przystąpiła z inicjatywy Kanclerza Jerzego Stefaniaka Prorektor ds. Dydaktyki i Studentów dr Monika Wierzbicka Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. Witelona w Legnicy oraz doc. dr Helena Babiuch. Za to serce wszystkim wymienionym, jak też jeszcze niewymienionym, ale już nieco zasłużonym w szlachetnym dziele zbliżania narodów poprzez kulturę, składam w imieniu Artystów, przedstawionych w niniejszej publikacji, i własnym gorące, z głębi serca płynące podziękowanie.
Z kolei wszystkim Artystom w imieniu organizatorów Festiwalu, publiczności Legnicy i regionu oraz własnym wyrażam szczere uznanie i serdeczną wdzięczność za udział w realizacji programów kolejnych edycji Festiwalu. To Wasz wielki talent i zaangażowanie powoduje, że wydarzenie, które ma szansę stać się jedną z najatrakcyjniejszych i magicznych wizytówek Legnicy, emanuje miłością, wzruszeniem, nostalgią i czułością, tak bardzo potrzebną współczesnemu człowiekowi, często pogubionemu w internetowej przestrzeni pozbawionej przecież uczuć rzeczywistych.
Książka – album, którą ludziom wrażliwym na piękno i skłonnym do wzruszeń oferują także zauroczeni romansem – Wojciech Kondusza i Franciszek Grzywacz, może być wiarygodnym przewodnikiem po dziesięciu latach „romansowania” na scenach Legnicy, Prochowic, Chojnowa, Wądroża Wielkiego, Malczyc, Środy Śląskiej, Zimnej Wody, Chocianowa, Proboszczowa, Jawora, Polkowic, Rudnej.
Marzy mi się sytuacja, w której Legnica w świadomości społecznej zaistnieje jako stolica romansu polsko-rosyjskiego, pulsująca nie tylko w czasie Festiwalu wieloma barwami słowiańskiej miłości.
Pokaz slajdów Franciszka Grzywacza:
Galeria zdjęć Andrzeja Miernickiego:
© 2024 Pamięć i Dialog. Stwórz używając WordPress i motyw OnePage Express.